
„Efemeryczna blogerka” — tak dzisiaj pomyślałam o sobie, czując że sprawy o których chciałabym pisać zaczynają się ze mnie wydobywać. Pierwsza z nich to prawa kobiet. Absolutnie nie przypuszczałam, że będą znikać na moich/naszych oczach i to jeszcze w tak uwikłanych okolicznościach, jakie serwują nam ostatnie miesiące, tygodnie, dni.
Wolność i wybór =demoralizacja
Spolegliwość, uległość =prawdziwa wartość
Nasza kobieca wolność i niezależność kurczy się i zacieśnia niczym środowisko karpia przebywającego w niecce z wodą w sklepie wielkopowierzchniowym tuż przed wigilią. Nie wiadomo kiedy, ale wiadomo, że trafimy do ciasnej reklamówki, w której będzie brakować powietrza.
Jak nie my to nasze siostry, siostrzenice, sąsiadki, kuzynki.
To się dzieje.
Marsze, protesty czy słowa, biorące w obronę prawa kobiet, bledną na tle politycznych i światopoglądowych sporów oraz potężnej machiny, która z kobiet czyni przedmiot zdarzeń. Liczą się rosnące słupki, demografia i władza.
Cierpimy na tym MY, kobiety.
Druga sprawa to, temat który coraz częściej się ze mnie wydobywa. Życie i pragnienia kobiet. Obserwuję uważnie okoliczności w jakich, bliższe i dalsze mi, kobiety budują swoje prywatne świątynie codziennego szczęścia. Z uwagą patrzę na to, ile warstw, poziomów i schodów pokonują, aby stanąć w miejscu o jakim dla siebie marzą.
Fascynuje mnie wielobarwność, pomysłowość i determinacja kobiet w drodze do celu.
I właśnie dzisiaj, przy dźwiękach przytłumionego jazzu, pozwalam sobie wyrazić w słowach, co to wszystko dla mnie znaczy.
Zdaje się, że powrót.
Powrót do pisania.